Krem Rival de Loop na dzień, podobnie jak reszta kremów z tej
serii, zdobył moje serce swoim wyglądem. Zielone, pastelowe kapsułki zawieszone
w przezroczystym żelu tworzą piękny wzór (inny dla kremu na dzień, inny
dla kremu na noc, więc nie sposób ich pomylić). Minusem, który zauważyłam,
i to w przypadku całej serii, jest klej, którym wklejono słoiczki do
tekturowych opakowań. Klej pozostaje na słoiczkach i powoduje przyklejanie
się ich do łazienkowej szafki czy półki, co jest mocno denerwujące. Dodam, że kleju
nie da się usunąć bez np. zmywacza do paznokci. Sam krem, a
w zasadzie kremo-żel nie zachwyca, jest po prostu poprawny. Nie obciąża
mojej mieszanej cery, ale też nie powoduje żadnego efektu wow. W kremie na
dzień, kremowe kapsułki są dosyć twarde, więc trudno zmieszać je z żelem.
Po nałożeniu skóra staje się nieco ściągnięta, ale bez nieprzyjemnego uczucia
z tym związanego, zatem uznałam że krem najlepiej sprawdzi mi się pod
makijaż - i rzeczywiście. Jako baza jest bardzo dobry!
Krem na noc. Z całej serii Rival de Loop z zieloną
herbatą to właśnie krem na noc jest moim zdaniem najlepszy. To w nim
najlepiej łączą się zielone, kremowe kapsułki z masą żelową. Również on
wydaje się być najbardziej odpowiedni dla mojej skóry (cera typ mieszany). Jest
to krem bardzo lekki, bardzo szybko wchłaniający się. Nie pozostawia na skórze
tłustej warstwy, a co za tym idzie nie obciąża jej. Nie powoduje też
sytuacji takiej, że po obudzeniu czuję się jakbym była tłusta, co zdarza się
w przypadku innych kremów. Wygląda na to, że wszystkie składniki odżywcze
wchłaniają się, bo skóra rano jest gładka, nawilżona i promienna. Krem ma
bardzo przyjemny, herbaciany zapach. Podobnie, jak reszta kremów z tej
serii, pięknie się prezentuje.
Krem pod oczy Rival de Loop, podobnie jak reszta kremów z tej
serii, na pewno zachwyca wyglądem. Zielone, pastelowe kule zawieszone
w przezroczystym żelu - tak, to robi wrażenie i jest ozdobą
w łazience. Sam krem, a w zasadzie żelo-krem jest jednak w mojej
opinii zbyt lekki i wodnisty. Co prawda dzięki temu szybko się wchłania
i nie pozostawia lepkiej czy ściągniętej skóry. Oferuje nam również
piękny, orzeźwiający zapach zielonej herbaty. Poza tym, przez pierwsze dni,
zanim "dogrzebiemy" się do kremowych kul, smarujemy skórę samym
żelem...nie wiem, czy jest to specjalny i przemyślany zabieg, czy też na
przykład powinnam zamieszać ten krem szpatułką? Tak czy inaczej dla mojej
niemal 40-letniej, odrobinę zwiotczałej skóry pod oczami, krem (czy to sam żel,
czy już postać zmieszana) jest zdecydowanie za mało odżywczy.